100 LAT OD ŚMIERCI BŁ. MARII TERESY LEDÓCHOWSKIEJ

Miesiąc maj postawił nam przed oczy postać nowej błogosławionej – Pauliny Jaricot. Postać nam znana już wcześniej, bo droga każdemu, kto kocha Kościół jako wspólnotę dzielącą się Ewangelią aż po krańce ziemi.

     Miesiąc lipiec stawia nam przed te same oczy sylwetkę bł. Marii Teresy Ledóchowskiej. Dzieje się tak każdego roku, bo wtedy obchodzimy jej wspomnienie liturgiczne. Ale w tym roku, jak wiemy, czas odmierza specjalną datę, bo w dniu 6 lipca upływa 100 lat od jej śmierci.

     Obie te kobiety miały wielkie serce dla misji. Żadna z nich nie stanęła na ich „pierwszym froncie”, a tak wiele dla tego „pierwszego frontu” misyjnej działalności zrobiły.

     Idea misyjna zagościła w sercu Marii Teresy w okresie jej pobytu na dworze w Salzburgu, gdzie zamieszkała w wieku 22 lat. Pochodziła z rodziny hrabiowskiej. Rodzina miała ambicje, by umieścić ją na dworze książąt. Została więc damą dworu u księżnej Alicji. Życie dworskie przestało ją jednak interesować i po kilku latach je opuściła komentując jasno podjęcie tego kroku: „czuję, że Jezus chce mnie coraz więcej dla siebie”. Jej serce zaczęło odczuwać pragnienie poświęcenia się misyjnej sprawie, zwłaszcza niedoli afrykańskich niewolników. Przebywając na salzburskim dworze spotkała się z dwiema siostrami ze zgromadzenia franciszkanek misjona­rek Maryi, które przybyły do tego miasta, by zbierać ofiary na misje. Słyszała wtedy o biedzie i niewolnictwie Afry­kańczyków oraz o ciężkiej pracy wśród trędowa­tych na Madagaskarze. Te okoliczności poruszyły jej serce.

     Na samym poruszeniu serca się nie skończyło. Ono musiało odkryć na czym polega misyjne powołanie Marii Teresy, czego Bóg od niej konkretnie żąda. W odkryciu tego  powołania pomógł jest stryj, kard. Mieczysław Ledóchowski.

     Chęć cał­kowitego oddania się dziełu zbawiania ludzkich dusz, które – jak powtarzała za św. Dionizym Areopagitą – jest najbardziej boskim z boskich, wymagała rezygnacji z funkcji damy dworu w Salzburgu. Był to krok odważny, ale konieczny. Taka decyzja oddania serca Jezusowi musiała ją kosztować. Wyśmiewało ją środowisko, które do tej pory tworzyła. Wiedziała, że poruszy nim opinię publiczną i narazi się na niezrozumienie, a nawet szyderstwa i kpiny. Istotnie – w roku 1891 Salzburg żył powtarzaną przez każdego sensacją. Z ust do ust powtarzano, że uległa „całkowicie zwariowanej idei”.

     Czekała na tchnienie Ducha Świętego, modląc się o wskazanie drogi jej misyjnego zaangażowa­nia. Wiedziała bowiem, że osłabiony od dzieciństwa przez tyfus i ospę organizm nie pozwoli jej stanąć na afrykań­skim lądzie jako misjonarce.

     Okolicznością, która ostatecznie skłoniła Marię Teresę do podjęcia konkretnego kroku w zaangażowaniu się na rzecz misji, była broszura napisana przez kardynała Lavigerie wzywająca do walki z niewolnictwem w Afryce. W niej wyczytała następujące słowa: „Kobiety katolickie Europy! Jeśli Bóg dał wam zdolności pisarskie, oddajcie je na służbę tej sprawie. Żadna inna nie jest bardziej święta niż ta”. Dla liczącej wtedy ponad 25 lat Marii Teresy, w której od dziecka ujawniały się zdolności pisarskie, był to rzeczywiś­cie powiew Ducha. Postanowiła te zdolności oddać Bogu i rozszerza­niu Jego królestwa na ziemi. Powiedziała sobie wtedy: „Niech od tej chwili moje pióro służy tylko apostolstwu, tylko misjom”.

     Dla Marii Teresy było już zupełnie jasne, że jej misyjne oddanie to praca na zapleczu misyjnego dzieła. Echo codziennych problemów i trosk misjonarzy dolatywało do jej serca. Ale nie tylko dolatywało. Jakby odbijało się od niego powracając do nich w formie daru. Tym darem jest dzieło, na które do dzisiejszego dnia mogą liczyć misjonarze – robotnicy „pierwszego frontu” Wielkiego Żniwa. To dzieło nosi imię: siostry klawerianki.

     Nam, wiernym diecezji tarnowskiej, postać bł. Marii Teresy stała się bliska również przez to, że w wieku 20 lat zamieszkała w Lipnicy Murowanej (od 16 maja 1883 – do 24 listopada 1885) gdzie podobnie jak i w Tarnowie widać znaki jej misyjnej działalności. Tutaj bowiem, podobnie jak w Lipnicy Murowanej, mieściła się filia Towa­rzystwa Przeciwniewolniczego założonego w Krakowie. Dlatego też stała się patronką współpracy misyjnej w Kościele tarnowskim.